Chłopak osłonięty od świata kapturem siada na foteliku autobusu i piętą rysuje na zabłoconej podłodze pentagram. Kilka prób zanim jest zadowolony z efektu.
[…]
Wchodzi facet koło siedemdziesiątki, w czarnym skórzanym płaszczu, z laską. Siada koło kobiety i zaczyna głośno: „Oni chcą zdradzić nasz kraj i nasz naród, chcą nas wykupić za swoje złoto. Dla Niemca klimat Polski zawsze był dobry, zawsze im się podobał. Oni chcą tu mieszkać i zgnębić Polaków.”
Kobieta: „Co pan tak krzyczy?”
Facet wstaje i macha laską: „Tu suko hitlerowska, ty wyrodna matko. Ty chcesz sprzedać polską ziemię i klęczeć przed hitlerowskimi bogaczami. Ja mam dobre serce i nie chcę nikogo zabijać, ale narodu trzeba bronić do ostatniej kropli krwi.”
[…]
Czytam (m.in. w autobusie ) książkę „Pchły, plotki a ewolucja języka” Robina Dunbara:
[Język] pozwala budować na wiedzy uprzednich pokoleń, jak również umożliwia wymienianie się wiedzą w taki sposób, że całe społeczeństwo przesiąknięte zostaje tego samego rodzaju wyobrażeniami. Jeśli zatem szympansy mają religię, muszą mieć tyle różnych religii ile jest szympansów.
Czasem wydaje mi się, że język – używanie takich samych słów w podobnych kontekstach – daje ludziom złudzenie wspólnoty. Podejrzewam, że niejednokrotnie jedność np. wyznawców podczas rytuału nie sięga wcale głęboko i wyobrażamy ją sobie – bo wykonują równocześnie te same czynności. Ale jakie sensy się za tym dla nich kryją – można się tylko domyślać. I wcale nie muszą to być sensy zbieżne.
Opublikowano Bez kategorii