X czyli Bóg. Konspiracja w sosie saute

Próbka twórczości z zagadkowej strony http://www.zensaute.pl:

Chcąc przyjść z pomocą, Tym nielicznym, którzy pragną porządku w nazewnictwie, stosowanym do opisu pojęć pierwotnych, Mistrz sformułował następującą naukę:
„Musi być coś, czego nie można unicestwić.
W przeciwnym razie, niczego by nie było.
Spomiędzy terminów, którymi można by te niezniszczalne „coś'” nazwać (takich, jak np. Bóg, Energia, Duch, Absolut, Demiurg, Brahman, Gurgla, X, itd.), wybrano – na użytek Szkoły ZEN Saute – termin: Bóg.
Tak więc, Bóg jest.
I tylko Bóg jest.

Pomijając fakt, że zen nie zajmuje się parafilozoficznymi pierdołami typu „porządkowanie nazewnictwa” – po lekturze strony zen saute mam tylko jedną refleksję – pod cieńką warstwą truizmów i banałów – kryją się duże znaki zapytania. Nie wiadomo kim są „Ci nieliczni”, nie wiadomo kim jest Mistrz, nie wiadomo gdzie i kiedy Mistrz spotyka się z Tymi nielicznymi – zakładka „kontakt” nie podaje żadnych wiadomości poza mejlem i tajemniczym opisem:

Siedziba Szkoły znajduje się w otulinie Drawieńskiego Parku Narodowego, na terenie gminy Dobiegniew, a dokładny adres – od stycznia 2006r. – jest podawany wyłącznie uczniom, i tylko za wyraźną zgodą Mistrza.

Niniejsza strona internetowa jest w całości jedynie neutralną informacją o istnieniu Współczesnej Szkoły Buddyzmu „ZEN saute”.

Czym wobec tego jest ów zen saute? Elitarnym klubem dla wtajemniczonych? Zborem cichociemnych? Jak wygląda ich praktyka? Ukrywają się z własnej woli? Gdzie Mistrz zdobył doświadczenie? Ile ma lat? Skąd wiadomo, że w ogóle jest Mistrzem? Ilu ma uczniów? Można z nimi porozmawiać? Czemu Mistrz preferuje zen a nie inne tradycje? Czy Mistrz utrzymuje kontakty z innymi nauczycielami buddyjskimi w Polsce? Jeśli nie – dlaczego? Z jakich powodów Mistrz chce pozostać anonimowy? Wstydzi się przed sąsiadami?

Pytania, pytania, pytania.

Brak jakichkolwiek informacji personalnych, adresu i kontaktu jest moim zdaniem zagadkowy, lub wręcz podejrzany. Jest to niespotykane gdziekolwiek zachowanie. Żadna wiarygodna grupa praktykująca zen w Europie, Azji czy Ameryce nie ukrywa swoich danych kontaktowych! Nie ma ku temu najmniejszych powodów. Zen to nie jest zabawa w partyzantkę! Nie ma tu nic do ukrycia! Osoby postronne mogą wejść do ośrodków nawet podczas najważniejszych praktyk, najwyżej zostaną poproszone o zachowanie ciszy. W zen nie ma żadnych praktyk, które wykonuje się w ukryciu. Nie ma żadnych sekretów, poziomów wtajemniczenia czy wymogów trzymania gęby na kłódkę.

Powszechnym standartem jest, we wszystkich tradycjach buddyjskich,  że nauczyciel informuje gdzie, kiedy i od kogo uzyskał  pozwolenie samodzielnego nauczania. Jest to sposób na zweryfikowanie jego autentyczności. Oczywiście nie wiem, kim jest Mistrz, ale strona  zen saute rzuca cień na jego intencje.

Przykro mi to napisać, ale ten fragment śmierdzi sektą:

Uczestnictwo w Szkole polega na wysłuchiwaniu Mistrza, na wypełnianiu poleceń Mistrza, i – ewentualnie – na spotkaniach z innymi uczniami.
Mistrz ustala dla każdego ucznia odrębny terminarz i charakter zajęć.
Mistrz wzywa każdego ucznia do złożenia końcowych egzaminów.
Pomyślnie zdane egzaminy końcowe wiodą do finału: Oświecenia, i Wyzwolenia.
Finał ten to, dla byłego Adepta, początek już całkowicie samodzielnej Drogi.

Aż strach sie domyślać, czym ma być to Wyzwolenie. Mam nadzieję, że nie zmierza w podobnym kierunku, co wśród zwolenników Moona.

Pewien snop światła na zainteresowania Mistrza rzuca spis proponowanych lektur:

„Sto Kluczy ZEN”, Claude Durix,
„Muttavali – Księga wypisow starobuddyjskich”, Ireneusz Kania
„Jedyne konieczne”, Jan Amos Komeński,
„Altruizyna, czyli…”, Stanisław Lem,
„Opowieści chasydów”, Martin Buber,
„Mistrz i Małgorzata”, Michał Bułhakow
„Cybernetyka i charakter”, Marian Mazur

Bigos, mydło i powidło. Na pożegnanie cukierek:

Reasumując:
Bóg jest. I tylko Bóg jest

Na koniec, Mistrz dodał:
„Nie można, bez popadania w sprzeczność, przeprowadzić innego, niż podobne do tu przedstawionego, wnioskowania dedukcyjnego”.

Jak to miło usłyszeć (choćby wirtualnie) skromnego Mistrza. Ale trochę megalomanii nie zaszkodzi:

Kandydat – argumentując – musi poprosić Mistrza o tę wstępną rozmowę.

Haha, drogi Mistrzu – ależ nie daj się prosić!

Dla ludzi odczuwających brak posiadania nauczyciela mam jedną radę – poszukajcie uznanych szkół, w których nauczyciele znani są ze zdjęć, imienia i nazwiska. Porozmawiajcie z nimi, co sądzą o zen saute i czy słyszeli kiedykolwiek o Mistrzu, ukrywającym się w otulinie Drawieńskiego Parku Narodowego. Jest to prosty i tani sposób na uniknięcie rozczarowań.

PS. Postanowiłem powiadomić Mistrza o ninejszym wpisie – i dostałem głęboką merytoryczną odpowiedź. Oto zapis korespondencji:

Witam
znalazłem stronę Zen Saute i po jej lekturze postanowiłem poświęcić jej wpis na moim blogu. Piszę, by dać Panu możliwość odniesienia się do moich opinii. Wszelkie uwagi będą mile widziane. Zapraszam: https://zenerzac.wordpress.com/
i zachęcam do zostawienia komentarza.

Miłego wieczoru,
Endecja

Witam!

Umieszczenie Pańskiej wypowiedzi – właśnie w zakładce „promocja bełkotu”, jest czymś wyjątkowo trafnym.

Mimo tego „trafienia”, proszę nas – o ile to tylko możliwe – więcej już nie zamęczać: quasi uprzejmymi emailami, pełnymi źle skrywanej furii i nienanwiści.

Pozdrawiam – Hippocomos.

Mimo wszystko dziękuję za odpowiedź. Jest ona cenna właśnie dlatego, że niczego nie chce wyjaśniać. Hippocomos nie zająknął się nawet, by odpowiedzieć na pytania, które wyżej postawiłem. W zamian poszedł na łatwiznę i zasugerował mi furię i nienawiść. W porządku drogi panie – w pańskim świecie być może jestem furiatem ;-) proszę jednak wychodzić z niego raz na jakiś czas, spacer każdemu dobrze robi.

4 responses to “X czyli Bóg. Konspiracja w sosie saute

  1. Supersoul

    Bo to jest SECRET service ten „zen saute”. Cii ;)

  2. Hej :)
    Napisałem do nich również i dostałem podobną odpowiedź, ze zdaniami typu: „Zamiast bawić się w coś w rodzaju (niegrzecznej) próby surowego przesłuchiwania Mistrza (…) zrozum, że dopiero w bezpośredniej rozmowie z Mistrzem (na którą nie wiem czy zasłużysz….), będziesz miał szansę uzyskać odpowiedź na wszystkie w zasadzie pytania. Także i te z Twego obcesowego emaila.” (zadałem im jedynie pytanie, kim jest Mistrz, od kogo ma przekaz i czy ma pozwolenie na nauczanie…). I dalej: „[jesteś] jedynie gburowatym dyletantem, któremu tylko ubzdurało się, że ma jakieś prawo do przeegzaminowania i weryfikacji tego podejrzanego „mistrza”? (…) Weź się za siebie, a nie – za Mistrza…”. I jeszcze kilka innych ciekawostek, ale podobnych, więc nie będę ich przytaczał.
    Czy ktokolwiek wie, kim oni w ogóle są? Przecież to na kilometr śmierdzi sektą! :)

  3. Kim są, nie wiem. Nie próbuję się domyślać. Próbują (albo jedna osoba) ugrać jakiś kapitał na budowaniu aury tajemnicy, sekretów, wtajemniczeń i innych teatralnych zagrywek. Trzeba powiedzieć wprost – jakakolwiek szczera i rozsądna „praktyka duchowa” (typu joga czy plewienie ogródka ;-) zdecydowanie wyklucza tajemnice, sekrety i budowanie autorytetu na pierdołach, typu „nie wiem czy zasłużysz”. To gównażeria. Zaufać można tylko tym organizacjom, które są w 100% transparentne, czyli nie ukrywają żadnych nazwisk, adresów, źródeł finansowania, terminów spotkań etc. I nie wymagają żadnych wiernopoddańczych gestów. Ten Mistrz najbardziej pasuje mi na jakiegoś babilońskiego kacyka, Zen-basza ;-).

  4. :). Ja również trafiłam na tę stronę i otrzymałam podobną odpowiedź jak Artur, chociaż wydaje mi się, że grzeczniejszą. Pozdrawiam :).

Dodaj komentarz